Ali Standish, Dom na górze

Muszę się przyznać. Mam niepoprawną słabość do pięknych okładek. Nie ma szans, żebym przeszła obojętnie obok zgrabnie skomponowanej, zachęcającej mordki, która łypie na mnie bezczelnie. Jakaż to gwiazda tym razem mnie urzekła? Ali Standish “Dom na górze” z ilustracjami Alette Sttraathof. To opowieść o dziewczynce, która poznaje – niemainstreamowo – niedźwiedzia. Ponieważ Yasmeen mieszka w wiosce zarządzanej i zasiedlonej przez ksenofobiczną społeczność, nie może zdradzić nikomu swojej nowej znajomości, a próba przedstawienia łagodnego misia kończy się banicją Yasmeen i Gwiazdka. W poszukiwaniu nowego domu przemierzają świat, poznają odrzuconych, zagubionych, przywiązanych i niezrozumianych. Docierają w miejsca, gdzie inność nie ma znaczenia. 

Im dłużej zastanawiam się nad tą historią, tym bardziej ona przygnębia. Dla dzieci to nauka o tym, że nie wszyscy ludzie są tak wyrozumiali, pozytywni i otwarci jak mama i tata, nie wszystkie odmienności da się tolerować, a źli ludzie często siedzą na szczycie, który zdobyli niekoniecznie siłą umysłu. To też opowieść o oddaniu, miłości, poświęceniu, prawdzie natury, wędrówce prowadzącej do domu, do siebie. I wreszcie historia o odnalezieniu, odwadze i nagrodzie za poniesiony trud.

Niestety nie na tym kończy się płynąca z lektury nauka. Okrutne odtrącenie, jakiego doświadcza Yasmeen identyfikuję z odrzuceniem tego, co wykracza poza podstawowe instynktowne zrozumienie i pojmowanie świata. Spotkanie z innym, równie niezrozumianym i odtrąconym, wskazuje, że świat nie jest tak sympatycznym, ciepłym mieszkankiem, jakim chcielibyśmy go widzieć. Rządy silniejszych, bezczelnych, bezkompromisowych to obraz społeczeństwa XXI wieku w wielu krajach, społecznościach i zawodach. Ucieczka, która wydaje się bohaterce jedynym wyjściem z tej tragicznej sytuacji prowadzi do konkluzji, że świat w zasadzie w całości pogrążony jest w dyplomatycznie wyrażanej agresji i nienawiści. Gdzie zatem trzeba szukać, by odnaleźć miejsce dla siebie, niesponiewierane tą nienawiścią? Bohaterka odnajduje je z dala od świata, wśród innych, traktowanych tak jak ona za odmieńców. Tu nie ma granic i murów, wszystko jest tu i teraz, wspólne, dobre i życzliwe. Niestety dorosły już wie, a dziecko bardzo szybko się dowie, że ułuda wspólnoty musi bazować na wyrzeczeniach i ciężkiej pracy. Czy to fizycznej, czy – jeszcze bardziej skomplikowanej – pracy nad sobą, nad swoim komfortem, widzeniem świata. Warto zatem zbudować taką górę tolerancji, miłości, ciepła w sobie, spojrzeć z boku i zanalizować, czy pozostaje się wewnątrz tej otoczonej murem wioski czy wręcz przeciwnie – jest potencjał, by zgromadzić wokół siebie pozytywną energię, i dzielić się nią z łagodnymi zwierzętami różnych gatunków, kolorów, orientacji i poglądów.

Jednak nie zawodzi mnie ta miłość do pięknych okładek. 

Bardzo dziękuję Wydawnictwu Wilga za egzemplarz książki.

Zdjęcie okładki ze strony Wydawnictwa.