Anna Włodarkiewicz, Jesień Toli

Myśląc o książkach na półce moich dzieci, zdałam sobie sprawę, że w ich wyborze zawsze kieruje mną pragnienie, by opowiadana historia była ciepła, pełna miłości, trochę zabawna a wspominanie jej przynosiło poczucie bezpieczeństwa. Na szczęście trafiłam na Jesień Toli, cichą, spokojną, pełną radości książeczkę, która ubarwi każdy jesienny wieczór.

Tola ma cztery lata, burzę ciemnych włosów, piegi, jest rezolutnym przedszkolakiem i uroczą córeczką. Jej rodzice prawdopodobnie są freelancerami, lubią dyniową zupę i mają to wspaniałe poczucie luzu i spokoju, dzięki którym człowiek czuje się zrelaksowany, uważnie słuchany i kochany. Tola wzrasta zatem w atmosferze wspólnej zabawy, rodzice uczestniczą w świecie jej wyobraźni, podzielają jej oczekiwania i troszczą się, by każdy jej wysiłek traktowany był jako coś ważnego, prawdziwego. Naturalność, z jaką przychodzi autorce przekazanie tych warunków, jest dla mnie zaskakująca: Anna Włodarkiewicz nie pisze skomplikowanych elaboratów, jest oszczędna w słowach, a mimo tego opowiadania błyszczą od pokrzepiającego spokoju i bezgranicznej miłości. Czy mowa o wspólnym gotowaniu tej dyniowej zupy (wersja z mlekiem kokosowym, pycha), czy niecierpliwe oczekiwanie na gości ptasiej stołówki, czy przeżywanie pełnych napięcia chwil przed narodzinami kuzyna – w czasie lektury czujemy, że Tola i jej rodzice, a także pozostali członkowie rodziny są, prawdziwie istnieją, a więzy pomiędzy nimi są silne i pełne oddania. Nie da się ukryć, że delikatne, okrągłe, stonowane ilustracje Oli Krzanowskiej dodają historiom przepięknego tła, subtelnych wizualizacji jesiennej nostalgii, w kolorach kojarzących się z ziemią i naturą. Jednak cały ten swobodnie stworzony świat wydaje się być tak spójny i odporny na wyniszczający świat pośpiech, że bardzo trudno oprzeć się pokusie traktowania Toli jako członka rodziny albo bliskiej sąsiadki. Żadnej przesady, przerysowania, sztuczności, wszystko codziennie, rodzinne, ciepłe. Jak pieczone z babcią pierniczki albo jedzone z tatą ciasto… a kawałek trzeba obowiązkowo przynieść mamie. 

Bardzo serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa za egzemplarz książki.

Zdjęcie okładki ze strony Wydawnictwa.