P. C. Stead, Gdzie jest pan Amos?

Trochę szalona jest ta książeczka. Starszy pan, można nawet powiedzieć, że troszkę zdziecinniały. Słoń, który mieści się w autobusie. I nieśmiały pingwin… na szczęście jest to też opowieść o miłości, więc jest nie tylko absurdalnie, ale też tkliwie!

Pan Amos pracuje w zoo. Trudno stwierdzić, co tam robi, zapewne jest przyjacielem zwierząt, które czule dogląda. Codziennie punktualny i schludny, przychodzi do swoich podopiecznych i, znając ich nawyki i upodobania, zajmuje się nimi z najwyższą troską. Któregoś dnia jednak okaże się, że on sam będzie potrzebował pomocy i troski. Co wtedy zrobią zwierzęta? Czy zatroszczą się o swojego nietypowego przyjaciela? 

Pewnie, że tak, bo niby o czym miałaby być dalej ta książka 😉 istotny jest jednak sposób podania tezy o przyjaźni i oddaniu. Z każdej strony bucha i paruje spokój. Taki cichy, melancholijny spokój, który wie, że nie ma już nic do stracenia. Który pamięta, że każdy dzień to złoto, że każde przebudzenie jest darem, który mógłby nie nadejść. Spokój dojrzałości, starości i pogodnego tumiwisizmu. Dobrotliwy uśmiech pana Amosa pokrzepia, przynosi ulgę i, chociaż szepcze do ucha o nieuchronnej przemijalności, daje siłę do chwytania dnia tak bardzo, jak tylko starcza sił w słabnących komórkach. Pomimo, że to bardzo oszczędna historia, można nawet powiedzieć, że lakoniczna, dla dzieci może stać się pochwałą starości, tajemnicy, jaka kryje się za uśmiechem babci i dziadka. Ale też zachętą do odkrywania nieoczywistych przyjaźni, celebrowania życia takiego, jakie się nam otwiera, pokazuje, odkrywa. Troska, czułość, oddanie, to podstawowe wartości wyniesione z lektury. 

A poza tym, pan Amos bawi się z żółwiem w chowanego. Naprawdę, spoko z niego koleś.

Zdjęcie okładki ze strony Wydawnictwa Debit.