Sven Nordqvist, Kot Findus i staruszek Pettson

Niniejsza recenzja jest nostalgiczna i emocjonalna. Kiedy myślę o dzieciństwie, w plątaninie zabawek, spacerów i magii, jaką nadawała codzienności wyobraźnia, widzę książki, mnóstwo książek. Zawsze przy mnie były i ukształtowały to, kim jestem, jak myślę i że myślę w ogóle. Potrzeba pisania o książkach dla dzieci, podpowiadania innym rodzicom, co warto przeczytać, zrodziła się właśnie z tego wspomnienia – że to od rodziców zależało co czytam i że te wybory literackie są niezwykle ważne. Uświadomiłam sobie też, że czytając dzieciom kształtuję nie tylko ich słodkie, szczęśliwe dzieciństwo, ale też moje wspomnienia z tego czasu. Może uda się wypełnić wszystkie luki, dodać sensu tam, gdzie go zabrakło, kreując wspólne wspomnienia. Kot Findus i jego opiekun – staruszek Pettson to właśnie moi cudowni, arcy radośni towarzysze dojrzewania najważniejszych dla mnie ludzi. Zapraszam Was do poznania ich niezwykłego świata 🙂

Staruszek Pettson ma wszystko, czego mógłby potrzebować, ale niestety zaczyna mu brakować sensu życia. Dzięki bystremu oku i dobremu sercu, sąsiadka Pettsona Beda Andersson, zauważa problem i obdarowuje staruszka niezwykłym kotkiem. Stojący na kawałku zielonego materiału w prążki, mały, cudnie puchaty koteczek, szybko staje się ulubieńcem starszego pana i towarzyszy mu we wszystkich czynnościach. Kiedy okaże się, że Findus jest niesamowitym gadułą, Pettson uszyje mu parę zielonych spodni i zostaną najlepszymi przyjaciółmi na świecie. 

Z pozoru nie jest to jakaś błyskotliwa historyjka, bo przecież gadających kotów było już trochę w bajkach. Starsi marudzący panowie, wścibskie sąsiadki, biegające po domu stworki, których nie może zobaczyć właściciel… wszystko już było. Ale całość, jaką tworzy z tych pozornie błahych elementów Sven Nordqvist jest jednocześnie zachwycająca, niezwykła i tak bardzo spójna, że trudno uwierzyć, że nie wydarzyła się naprawdę. Na szczęście Nordqvist jest autorem tekstu i ilustracji, więc wszystko, co zostaje wypowiedziane, zarówno tekstowo jak graficznie, należy do świata tej samej wyobraźni. Findus obdarza Pettsona uwagą, słucha go, lubi, by jego słuchano, sprawia, że wykonywane wspólnie czynności są przyjemniejsze lub mniej uciążliwe. Zdarzają się takie przygody, w których Findus wypróbowuje cierpliwość Pettsona, ale też takie, w których spokojny, potulny rodzic patrzy z miłością na swoje niesforne dziecko, które już kolejny raz zakopuje w ziemi klopsik, wierząc, że wyrośnie większy i jeszcze bardziej mięsny. Uwielbiają się, to pewne – ta miłość jest łatwa, przyjemna, czasem zawadiacka ale przede wszystkim jest wzorem oddania, szczerego, mądrego przywiązania z miejscem na prawdziwą zabawę i żarty. Przy kocie staruszek odkrywa swoje granice i własne, urocze niedociągnięcia, wzmacnia swojego wewnętrznego wariata, a kot wcale nie uważa tego za nieracjonalne. Podczas gdy sąsiedzi patrzą na Pettsona jak na zbzikowanego starca, Findus przyjmuje te psoty jako coś najbardziej naturalnego na świecie. Kotek wzrasta w miłości i tolerancji, dzięki czemu potrafi się zaprzyjaźnić z każdym, nawet borsukiem. 

Przychodzi mi też do głowy, że dzięki przyobleczeniu Findusa w ciało kotka Nordqvist osiąga też świetny efekt pedagogiczny: od Findusa-człowieka można by wymagać pewnego tempa wzrastania, określonych czynności i umiejętności, które powinny przyjść z wiekiem. Ale Findus-kotek jest tego przymusu pozbawiony, relacja z opiekunem jest oparta na zachwycie, radości z codziennych małych osiągnięć. Gdybyśmy, jako rodzice, potrafili czasami odpuścić nasze ambicje i pozachwycać się tym, co dziecko uważa za cudowne, może odkrylibyśmy w świecie coś nowego, a w nas samych dziecko, pełne nadziei, szczęśliwe, zachłyśnięte życiem? 

Co prawda językowo Nordqvist nie zasługuje na Bookera, raczej na równoważnik Złotej Maliny, ale jego ilustracje to złoto i malina w jednym. Zabawne, mądre, ciepłe, idealne kolorystycznie, wspaniale zrównoważone, ale przede wszystkim – niezwykle inteligentne, błyskotliwe i kreatywne. Za każdym razem, gdy sięgamy po którąś książkę z serii, odnajdujemy w niej coś nowego, jakiś zabawny element, lusterko w kurniku (w końcu kury muszą być przypudrowane), Pettsona, który zamiast pnia drzewa piłuje na kawałki olbrzymią marchewkę, albo kolejną parę okularów staruszka, w których już na stałe zainstalowane są jego małe oczka. 

Niezmiennie jednak dostrzegam w tych książkach ciepło i magię, którą kojarzę z dzieciństwem. Jestem szczęśliwa, że moje dzieci mogą korzystać z takiej lektury, że zawsze na pytanie – co czytamy na dobranoc? drą się wniebogłosy, że Findus, czytaj Findusa, my chcemy Findusa. Te mądre, totalnie abstrakcyjne książki zapełniają mały kącik w mojej duszy i zostaną tam już na zawsze.

Zajrzyjcie na stronę Wydawnictw Media Rodzina, by zobaczyć całą serię książek z gadającym kotem: https://www.mediarodzina.pl/seria/pettson-i-findus. A na Netfliksie znajdziecie film na podstawie jego przygód – na razie tylko po niemiecku, ale miejmy nadzieje, że już niebawem Findus przemówi także po polsku. 

Bardzo, bardzo gorąco polecam Findusa.

Zdjęcie okładki ze strony Wydawnictwa.